Talent vs Ciężka Praca

Fundamentem całej branży rozwoju osobistego jest założenie, że człowiek ma spory potencjał, który można odkryć świadomą pracą nad sobą. Na czym ma polegać ta “praca nad sobą” to już inna historia – ilu trenerów tyle metod.

W tym temacie właśnie przeczytałem głośną książkę pt. “Peak” autorstwa Andersa Ericssona oraz Roberta Poola. Ericsson jest szwedzkim psychologiem badającym naturę bycia ekspertem w danej dziedzinie, Robert Pool to pisarz specjalizujący się w nauce oraz technologii.
Czym jest talent? Ile można osiągnąć ciężką pracą? Temat stary jak świat, ale Ericsson poświęcił praktycznie całe swoje życie zawodowe na zbadanie zależności między jednym a drugim. Więc warto posłuchać co ma do powiedzenia w tym temacie.

Jaką daje odpowiedź? Talent to wszystko? Nie, talent jest mniej ważny niż praca nad sobą. Czy wobec tego ciężka praca wystarczy? Również nie! To jest najciekawsze w tej książce, że rzuca nowe światło na zagadnienie stawania się ekspertem.

Autopilot

Intuicja jest taka: im więcej czasu nad czymś spędzimy, tym musimy być w tym lepsi. Proste – kierowcy z dłuższym stażem lepiej prowadzą auto niż świeżo upieczeni posiadacze prawa jazdy, lekarze z 30-letnim stażem lepiej leczą niż ci z 3-letnim stażem.

Okazuje się, że nie zawsze jest to prawdą. Nie oznacza to wcale, że młodość, świeżość umysłu wygrywa. Problem tkwi w czymś innym.
Problem polega na tym, jak wygląda kształcenie wielu naszych umiejętności, które używamy w pracy i w domu. Gdy jesteśmy nowicjuszami, musimy być skupieni, powtarzać wielokrotnie czynności, które wydają nam się obce, aż staniemy się w nich biegli. Nie od razu nauczymy się wszystkiego – ucząc się jazdy samochodem, najpierw uczymy się odpalać auto i ruszać z jedynki. Następnie jak zmieniać biegi, jak jeździć na wstecznym, ruszać z ręcznego, parkować tyłem równolegle, itd. Każdą z tych umiejętności praktykujemy osobno, aż osiągniemy zadowalający poziom.

I gdy osiągniemy zadowalający poziom to… zazwyczaj przestajemy pracować nad sobą. Ten poziom jazdy samochodem który opanowaliśmy w wieku 20 lat  może być dla nas wystarczający. Sprawia to, że zaczynamy jeździć na autopilocie i nie zastanawiać się nad naszą jazdą. I nie powinno nas zaskakiwać, że od pewnego momentu kolejne lata bycia kierowcą nie mają wpływu na nasze umiejętności.
I odnosi się to do każdej umiejętności w naszym życiu – czy to jazda na nartach, śpiew, gotowanie czy szydełkowanie. Jeśli wykonujemy je na autopilocie, to oznacza to, że nie stajemy się w nich lepsi.

Ćwiczenie vs Ćwiczenie

Ericsson twierdzi, że musimy ćwiczyć aby stawać się lepsi. Czy wystarczy jakiekolwiek ćwiczenie?

Nie, jakiekolwiek ćwiczenie w którym po prostu wykonujemy daną czynność, z nadzieją że robienie samo w sobie sprawi, że będziemy lepsi, nie pomoże nam.

Pierwszym krokiem ku lepszemu jest ćwiczenie z celem, ćwiczenie zamierzone. Czyli wkładamy wysiłek w trening, skupiamy się na tym, żeby wykonać go jak najlepiej. Czyli będąc na treningu koszykówki aktywnie myślimy nad tym aby poprawić naszą grę, wkładamy w to nasze serce i po prostu ciężko pracujemy. Ciężka praca popłaca, tak uczą.Ale i to nie wystarczy.

Ciężkie ćwiczenie samo w sobie nic nie daje, jeśli nie idzie to z planem. Jeśli nie przeanalizujemy gdzie popełniamy błędy i co musimy poprawić, to sama ciężka praca będzie na dłuższą metę mało efektywna. I tu dochodzimy do sedna i głównego przesłania książki Ericssona, którym jest ćwiczenie przemyślane – “deliberate practice”.

Deliberate practice

Polega ono na podejściu systematycznym do rozwoju swoich umiejętności. Nie chodzi o mglisty trening ogólny (gry w koszykówkę, śpiewania, tańca), tylko o podejście do nauki metodą małych kroków. Wyszukujemy konkretny aspekt, który chcemy poprawić, np. w koszykówce dwutakt z lewej nogi, czy w śpiewaniu chcemy nauczyć się prawidłowego operowania oddechem. Szukamy ćwiczeń do niego i po prostu praktykujemy.

Czy to wszystko?
Równie kluczowe jest zbieranie informacji jak dobrze nam idzie. Szybki i konkretny feedback leży u podstaw poprawnej nauki. A jeszcze lepiej mieć nauczyciela, który zna trudy przechodzenia przez pierwsze kroki i jest w stanie dać nam feedback, kiedy niełatwo jest samemu go zgromadzić. Dobry nauczyciel jest bezcenny, szczególnie na początku nauki.

Takie proste?

Trening ukierunkowany brzmi niezbyt skomplikowanie. Znaleźć słabe punkty, skupić trening na nich, mierzyć postęp i iść dalej. Jednak dobry trening ukierunkowany ma również swoje trudności:

  • niełatwo o dobrego nauczyciela
  • w niektórych dziedzinach (inżynieria, sztuka, poezja) nie jest łatwo określić jakość naszej pracy. Łatwe jest to np. w sporcie gdzie trenując biegi, czas jest informacją zwrotną
  • dobry trening nie jest przyjemny, skupia się on na rejonach w których nie czujemy się komfortowo
  • trzeba umieć utrzymać motywację przez dłuższy czas
  • należy skupić się na rozwoju umiejętności, a nie samej wiedzy

W książce “Peak” znajdują się również jak poradzić sobie z powyższymi trudnościami. Postaram się rozwinąć te punkty w innych artykułach. 
Póki co pozostaje mi serdecznie polecić Wam ten tytuł!


0 0 votes
Article Rating
Subskrypcja
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarsze
najnowsze najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz
Łukasz
5 lata temu

Od razu pomyślałem o ćwiczeniach gitarowych i fizycznych – wszystko się zgadza. W obecnych czasach coaching jest metodą sprzyjającą takiemu przemyślanemu ćwiczeniu. A są też rzeczy takie jak S. M. A. R. T którymi można uszczegóławiać swoje ćwiczenia na własną rękę, ale tutaj trzeba samenu doglądać własnych postępów. A od siebie (i w sumie to także o sobie) dorzuciłbym do wszystjiego elemencik emocjonalny, czyli ćwiczenia mogą być złożone, czasami najnormalniej w swiecie trudne, ale TRZEBA je dostatecznie po prostu lubić. Bez tego elementu dakeko się nie zajedzie. To trochę tak jak to ujął Joe Satriani nauczyciel/wurtuoz/expert od grania na gitarze… Czytaj więcej »

Łukasz
Łukasz
5 lata temu
Reply to  Ad Infinitum

Może mam skrzywienie rockandrollowo gitarowe – ogrywanie ćwiczeń na bazie skali majorowej odrzuciłbym dość szybko bo ich wystarczająco nie lubię (co niedawno zresztą zrobiłem) – w końcu ile można ogrywać pospolite do re mi fa sol la na różne sposoby? Nuuuuda na max. Druga strona medalu jest jednak taka: Wspomniany wcześniej Joe Satriani zaproponował raz ludziom ćwiczenie gitarowe w minipodręczniku “Guitar Secrets” , które nazwał “Endless Rain” bo rzeczywiście granie go daje taką chilloutująco-senną melodię kojarzącą się z padającym deszczem. Ale jest w tym pewien haczyk… Satriani dopisał tam taką uwagę, że gdy zaproponował swoim uczniom granie tego ćwiczenia, to… Czytaj więcej »

Łukasz
Łukasz
5 lata temu
Reply to  Ad Infinitum

“Wizja rezultatu napędza i sprawia, że samo ćwiczenie kojarzymy już z czymś przyjemnym. Natomiast samo ćwiczenie, dobrze wykonane, zazwyczaj nie jest gładkie lub bezbolesne.” A wizja rezultatu się klaruje, jeśli się solidnie określi cel w zgodzie z zasadami dobrze uformowanego celu – osobiście jednak wolałbym być ostrożny z wyobrażaniem sobie >zawczasu< swojego własnego przyszłego" super samopoczucia", które miałoby wyniknąć z osiągnięcia celu – to oczywiście możliwe… ale też różnie to bywa z takim "programowaniem" własnych emocji… No i fakt – samo ćwiczenie potrafi być "chropowate"… O czym nie raz przekonali się zapewne moi sąsiedzi, gdy próbowałem nowych rzeczy na gitarze…… Czytaj więcej »

Łukasz
Łukasz
5 lata temu
Reply to  Ad Infinitum

A jakby jtoś chciał poczuć na własnej skórze co maestro Satriani miał na myśli to “Endless Rain/PAIN” jest tutaj:
👉
https://www.songsterr.com/a/wsa/joe-satriani-endless-rain-tab-s39431t0