Informacje i emocje

Dzieło

Idąc do sklepu spożywczego i kupując marsa albo snickersa nie dostajemy do ręki tylko zwykłego batonika (uwaga: to nie jest kryptoreklama). Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale płacąc równowartość dwóch, trzech złotych dostajemy do ręki produkt, który jest efektem pracy kilkudziesięciu lat najwybitniejszych specjalistów w swoim fachu. Symfonia cukru, karmelu, soli, tłuszczy uderza w czuły punkt naszych kubków smakowych, których działanie kształtowało się na przestrzeni dziesiątek tysięcy lat, kiedy to biedni i wygłodzeni praprzodkowie musieli latać po sawannie. Dużo się pocili, tracili dużo soli mineralnych – więc organizm mówi instynktownie “sól jest dobra”. Wygłodzeni szukali przede wszystkim kalorii – jakikolwiek lekko słodkawy owoc był wybawieniem. Kalorie, sól, tłuszcz – wszystkiego brakowało i właśnie coś takiego dostajemy w sztucznych produktach spożywczych, trafiających w nasz pierwotny gust smakowy.

Głód

Oczywiście taki cud smaku niekoniecznie jest cudem dla naszego zdrowia. W prehistorii prawdopodobnie nie było nigdy problemu nadmiaru jedzenia – stąd nie mamy zbyt wielu wbudowanych mechanizmów ochronnych na wypadek, gdyby taki ul pszczeli był codziennie dostępny w nieograniczonej ilości.

Wręcz przeciwnie, zawsze istniał problem głodu, stąd organizm nie może pozwolić sobie na marnowanie jakiegokolwiek jedzenia. Jeśli trafiał się nadmiar dobrego słodkiego, to nasze organizmy nie powinny były wtedy mówić “hola, ale będę gruby, nie jem już”. Nawet jeśli nasz organizm nie potrzebował tej energii na aktualne potrzeby, to odkładał ją sobie w tkance tłuszczowej. W końcu kto wie – za trzy miesiące może skończą się tłuste czasy i ta wielka tkanka tłuszczowa przyda się na chude miesiące?

Nadmiar

Dla nas, mieszkańców kraju rozwiniętego, problem głodu to historia, a nie codzienność. Za to w jego miejsce pojawił się wróg, którego nasze organizmy intuicyjnie nie wykrywają (w przeciwieństwie do głodu) i pozwalają mu niepostrzeżenie przemknąć. Tym wrogiem jest nadmiar. Nadmiar jedzenia. Nadmiar informacji. Nadmiar emocji.

Problem otyłości jest powszechnie znany. Za dużo kalorii, za dużo cukru, za mało ruchu, za mało błonnika. Ostatnio widać u nas pomysłową kampanię społeczną zachęcającą do walki z nadmiarem jedzenia. Na przykład napis “żryj” z przekreślonym “r”. Albo ilustracja czarnego punktu żywieniowego z frytkami i colą, stylizowana na czarny punkt znajdujący się przy drogach przy których często dochodzi do wypadków.

Więc chociaż jeszcze nie rodzimy się ze świadomością że nadmiar jedzenia jest zły, to współczesne społeczeństwo już nas tego nauczy. Natomiast wciąż nierozpoznany w pełni jest problem nadmiaru informacji. I podobnie jak z jedzeniem, problem to nie tylko sam nadmiar ale też i jakość.

Telewizja

Zamach na Pawła Adamowicza. Tsunami w Indonezji. Brexit. Wypowiedź znanego polityka na temat aborcji. Przyłapanie znanego polityka na romansie. Oburzające słowa polityka rządu. Skandaliczne słowa polityka opozycji. 

Ile z tych wydarzeń ma wpływ na Twoje życie? Czy wstając i idąc jutro do pracy, ma dla Ciebie znaczenie głosowanie w brytyjskim parlamencie nad wotum zaufania dla rządu Theresy May?

Same serwisy informacyjne to pierwszy akt dramatu. Gdy się głębiej zastanowić to sama forma wiadomości jako programu 30-minutowego przedstawiającego miszmasz informacyjny jest sztucznie zaprojektowana aby trafiać w czuły punkt naszego umysłu. Tak jak sztuczny i powabny jest snickers. 

Wiadomości, fakty, wydarzenia

Pierwsza wiadomość – tragiczny wypadek, 5 młodych dziewczyn zginęło. Jest nam smutno, pobudza to nasz układ limbiczny. Ale w telewizji nie ma czasu na refleksję, więc zmieniamy po chwili kontekst. Tym razem projekt nowej ustawy rządowej. Wywołuje to oburzenie i ponownie pobudza to układ limbiczny. Ale to też tylko 4-minutowy materiał. Po chwili ciekawostka ze świata nauki i techniki. A na końcu podnosząca na duchu historia staruszki aktywnie spędzającej swoją emeryturę. Tym razem czujemy się trochę lepiej.

Problem z wiadomościami telewizyjnymi: nie ma w nich ciągłości. Dostajemy porcję wydarzeń niepowiązanych, z kompletnie różnych kontekstów. Krótkość materiałów również sprawia, że nie zastanowimy się głębiej nad śmiercią człowieka, nie zrozumiemy idei stojących za odkryciem naukowym. Wiadomość w formie telewizyjnej jest przede wszystkim rozrywką. Rozrywką, która ma nas nie nudzić, a pod płaszczykiem informowania nas, tak naprawdę kryje się autopromocja programu informacyjnego. Przekaz jest jednoznaczny: musisz być na bieżąco z wiadomościami, jeśli chcesz być uważany za człowieka inteligentnego i obytego w świecie.

Programom informacyjnym zależy przede wszystkim na oglądalności. Więc tak jak snickers czy mars trafiają idealnie w nasz smak, że chcemy do nich wracać i wracać, tak programy informacyjne starają się przyciągać poprzez wzbudzanie w nas emocji: smutku, oburzenia, radości, śmiechu. Nie zależy im na tym, żebyśmy rzeczywiście stali się lepszymi ludźmi albo lepiej radzącymi sobie w życiu. Owszem, bywają w nich materiały edukacyjne typu “idźmy przebadać się”, ale nawet w ich przypadku głównym motywem prezentowania takich kampanii społecznych jest – wzbudźmy strach, strach to emocja, więc ludzie to obejrzą, nie przełączą na inny kanał. Twórcy oczywiście wybronią się, że zależy im na “informowaniu”. Ale pierwotny i nadrzędny cel to nie nudzić a pobudzić.

Internet

Telewizja telewizją, ale internet nie zmienił sytuacji. Wystarczy wejść na najpopularniejsze polskie portale: interia, onet, wp. Przejrzeć ścianę fejsbukową. To co było domeną telewizji, czyli festiwal niepowiązanych ze sobą informacji, który pod płaszczykiem edukacji tak naprawdę skupiał się na dostarczaniu rozrywki, w internecie ma się jeszcze lepiej. Tutaj nieustannie spływa na nas morze linków i nieotwartych jeszcze zakładek przeglądarki. Komentarze do wydarzeń, komentarze do naszych komentarzy. Niekończące się dyskusje, offtopy, flame’y. O ile klasyczny telewizyjny serwis informacyjny był 30-minutowym programem rozrywkowym, o tyle niekontrolowana wizyta w informacyjnych zakamarkach internetu może przeciągnąć się na wiele godzin bezmyślnej sesji faszerowania się informacją. 

Bo najchętniej będziemy czytać to co… nas oburzy. Zasmuci, zaskoczy, rozśmieszy. A nietrudno w morzu informacji znaleźć coś co uderzy w nasz czuły punkt.

Rady

To już wiemy, że nadmiar informacji jest zły. Radzę więc:

  • nie czytać informacji dziennych – stosunek sygnał / szum jest tu bardzo niski. W końcu wydarzenia dzienne w perspektywie roku mają małe znaczenie? Zamiast tego lepiej czytać tygodniowe zestawienia informacyjne (albo miesięczne) – więcej sygnału na zdanie treści
  • media społecznościowe – maks. 20-30 minut dziennie na przejrzenie i korespondencję.
  • jakość informacji – zamiast czytać 52 słabe książki w ciągu roku, lepiej przeczytać jedną świetną 52 razy. Wracaj do informacji które są ważne dla Ciebie, powtarzaj podstawy i odkrywaj je na nowo.
  • skup się na swoim kręgu oddziaływania – czy Twoje myśli skupiają się na tym, na co masz rzeczywisty wpływ?

Stephen Covey powtarzał, że proaktywni ludzie nie winią nigdy “okoliczności” ale skupiają się na tym co mogą zrobić. Cały świat możesz podzielić na fragment na który masz wpływ i całą resztę na którą nie masz wpływu. Skup swoje działania w tym pierwszym, a zobaczysz że Twój krąg oddziaływania na świat będzie się też stawał coraz większy…

0 0 votes
Article Rating
Subskrypcja
Powiadom o
guest
5 komentarzy
najstarsze
najnowsze najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz
Łukasz
5 lata temu

Najśmieszniejsze dla mnie jest to, że coveyowskie “ćwiartki czasu” całkowicie odrzucam jako niemalże samo zło i jeden z największych generatorów stresu jaki istnieje pod słońcem. Bo to KWADRAT podzielony na ćwiartki. Przekonanie: jak myślisz kwadratami to jesteś kanciastym robotem.

Jednak jeśli wezmę DOKŁADNIE TEN SAM koncept, ale w ujęciu Tony’ego Robbinsa, który zamiast do kwadratu podzielonego na ćwiartki, włożył go w OKRĄG z kolejnymi wewnętrznymi okręgami – wówczas absolutnie wszystko OK.

Przekonanie: Roboty NIE myślą okręgami hehehe.

Niech żyje podstawowa geometria wobec tego‼️ 😉💥

Łukasz
Łukasz
5 lata temu

ps. Czyli koło ponownie wynalezione (lub raczej w tym przypadku – ponownie odnalezione przeze mnie) to tak trochę w odniesieniu do własnego kręgu oddziaływania na swoje własne sprawy 😎

Łukasz
Łukasz
5 lata temu

A jeszcze inna rzecz co do Covey’a – ktoś, kto w swoich książkach o nawykach uskutecznia deklaracje o jezusie to chyba pomylił się z powołaniem – powinien zostać księdzem – wtedy mógłby aż do nieprzytomności i w nieskończoność opowiadać takie religijne bajeczki zmixowane z poradami dot tzw rozwoju osobistego – ale taki mix jednego z drugim to imho jedna z najniebezpieczniejszych rzeczy pod słońcem – psychologia idąc w parze z religijnymi bajerami za daleko to nie zajdzie lub też raczej zajdzie w najciemniejszą dupę. Jakbym chciał nasłuchać się bajeczek o jezusie, to poszedłbym do kościoła – ale tam nie zamierzam… Czytaj więcej »

Łukasz
Łukasz
5 lata temu

(to tak komplementarnie co do coveyowskich kwadratów)